Zabawa, dowcip, żart. W świecie cynicznych jury programów rozrywkowych, płytkich żartów kabaretów, które nie cofają się przed niczym, by tylko utrzymać widownię, agresywnych prowadzących w mediach - granica żartu niebezpiecznie się przesunęła. Mając moc "bycia na tak lub nie", można drwić z czyjegoś wyglądu, marzeń, można niewybrednie komentować wpadki. Siedząc za konsolą w popularnym radiu, robi się show ze spraw religijnych czy narodowościowych. Nic więc dziwnego, że młodzi ludzie nie znają granic zabawy i bardzo często je przekraczają. Stąd już tylko krok do hejtu i innych zachowań łamiących zasady społeczne.
Młodzi ludzie wiele robią "dla beki". Super żartem jest schowanie koledze telefonu, wrzucenie nagiej fotki do sieci, przywiązanie kumpla do drzewa i zostawienie na 2 godziny, nagranie filmiku z podpalenia starego, zapomnianego krzyża czy też zmienienie koleżance nicka na messengerze na "tłusta wieprzowina". Jesteście oburzeni? To tylko niektóre zachowania tłumaczone tak przez uczniów, jak i rodziców słowami "zabawa" lub "żart". Tak samo tłumaczyli się skazani niedawno przez sąd organizatorzy urodzin Hitlera.
Po ostatnich wydarzeniach w Gdańsku pojawiło się wiele artykułów o mowie nienawiści, nauczyciele przeprowadzili lekcje wychowawcze, pojawiło się mnóstwo materiałów o tym, jak rozmawiać z uczniami o hejcie. Mnie zabrakło w tym wszystkim głosu skierowanego do dorosłych, do nas nauczycieli, do rodziców. Jak często nie zwracamy uwagi na niepozorne zachowania i słowa naszych uczniów? Jak często usprawiedliwiamy je koniecznością zabawy i wyszalenia się? Jak często odpuszczamy, bojąc się reakcji rodziców?
Współczesna szkoła zagubiła gdzieś jasne zasady, co wolno, a czego nie wolno. Wszystko jest relatywne, dyskusyjne, zależne od tysiąca czynników. Panuje wolność i bezgraniczne korzystanie ze swoich praw, często bez refleksji, gdzie te prawa się kończą. Brakuje konkretnych zasad gry, które są niezbędne każdej społeczności. I nie chodzi mi tu wcale o powrót do szkoły pełnej represyjnych rozwiązań, w której uczeń traktowany jest przedmiotowo. Uważam, że szkoła powinna nazywać pewne zachowania po imieniu,uczyć rozpoznawania granic i tego, że pewnych rzeczy po prostu nie wolno robić. I mam tutaj na myśli zachowania, z którymi spotykamy się na co dzień i na które przestaliśmy reagować. Zdajemy się ich nie zauważać do czasu, aż przekształcą się w realny problem.
Przykład? Proszę bardzo. Znacie tę "zabawę" w chowanie sobie plecaków? Na pewno tak. Dzieciaki chowają sobie nawzajem tornistry w różnych miejscach szkoły. Tak dla zabawy. Potem te mniej zaradne przychodzą do Was z płaczem, bo nie mogą znaleźć własności, bo coś zginęło, bo miejsce schowania było słabo przemyślane i plecak się uszkodził lub pobrudził. Tłumaczycie, bierzecie winowajców na rozmowę, a jednak proceder się powtarza. Obserwowałam to zjawisko w swojej klasie. W końcu na jakiejś godzinie wychowawczej jasno nazwałam "zabieranie komuś rzeczy bez jego wiedzy i pozwolenia". Dzieciaki usłyszały słowo kradzież nie w jakimś abstrakcyjnym kontekście, ale w odniesieniu do swojego zachowania. I o dziwo zabawa się skończyła właściwie z dnia na dzień, a uczniowie zaczęli zwracać uwagę na to, w jaki sposób pożyczają od siebie rzeczy.
Podobnie było z noszeniem przez uczniów różnego typu symboli, np. zawieszek z liściem marihuany. Na lekcji obejrzeliśmy film o narkomanii i wychodzeniu z uzależnienia, porozmawialiśmy sobie, czym jest uzależnienie od środków psychoaktywnych. Uczniowie doszli do wniosku, że należy chronić ludzi przed tego typu używkami. Wtedy pokazałam im logotypy znanych firm. Nie mieli problemu z ich rozpoznaniem i określeniem, czemu te znaki służą. Wtedy uświadomiłam im, że nosząc znak "maryśki", reklamują ją, rozpowszechniają ideę zażywania narkotyków. Efekt był piorunujący. Uczniowie jeszcze na lekcji zdejmowali ozdoby. Zaczęli też pytać o inne, modne znaki, które mieli przypięte do plecaków i piórników.
Pisząc ten tekst, chciałam Wam uświadomić, że nasi uczniowie potrzebują jasnych granic i wyraźnego sygnału "słuchajcie, tak nie wolno robić". Nie chodzi tu o budowanie regulaminów i zabranianie tysiąca zachowań, nie chodzi o kary i wyciąganie konsekwencji. Ważna jest nasza postawa. Reagowanie. Nazywanie rzeczy po imieniu. Pokazywanie tym młodym, zagubionym ludziom, że ich zachowania mogą być różnie rozumiane, mogą mieć konsekwencje.
Bardzo trafne spostrzeżenia. Borykam się z tym problemem (nieadekwatnych żartów) w mojej klasie. To bardzo sympatyczna i trudna grupa.
OdpowiedzUsuń