Co daje nauczycielowi Dzień Samorządności?

W szkole, w której pracuję odbył się dziś po raz pierwszy Dzień Samorządności zorganizowany przez Samorząd Szkolny. O 8.00 rano uczniowie przejęli władzę nad szkołą - mieliśmy nowego dyrektora, jego zastępców i całkiem odmłodzoną radę pedagogiczną. Lekcje odbywały się normalnie i nawet realizowane były kolejne tematy. Jedyną różnicą było to, że pedagodzy zasiedli w ławkach, a uczniowie zmierzyli się z naszym chlebem codziennym - nauczaniem.

Muszę powiedzieć, że byłam pod wrażeniem organizacji tego dnia. Uczniowska kadra pedagogiczna miała swój pokój nauczycielski oraz prowizoryczne dzienniki lekcyjne, gdzie oznaczane były tematy i nieobecności. Każdego nauczyciela ktoś zastępował - czasem był to jeden uczeń, czasem kilku. Super było to, że mogli oni pracować nie tylko ze swoimi kolegami z klasy, ale także z innymi zespołami i zobaczyć, że ten sam temat wcale nie oznacza takiej samej lekcji. 
Uczniowie przejęli tego dnia obowiązki nauczycieli - prowadzili zajęcia, dyżurowali na przerwach, asystowali w pracach dyrektora i wice dyrektorów. Pozwoliliśmy im wypełniać Librusa i stawiać oceny.
Dla młodzieży było to bardzo cenne doświadczenie. Okazało się, że przygotowanie lekcji tak, by się "nie położyła" wcale nie jest takie proste. Dużej uwagi wymaga też jej prowadzenie - dostosowywanie się do poziomu klasy, trzymanie tempa, zarządzanie czasem, reagowanie na to, co dzieje się w trakcie zajęć, dobranie odpowiedniej metody. I najważniejsze - stawianie ocen wcale nie jest takie fajne. Podczas podsumowania dnia uczniowie, którzy podjęli się zadania zastępowania nauczycieli, byli jednomyślni - prowadzenie zajęć to sztuka, a nauczyciele mają naprawdę dużo pracy. Mój zastępca po wszystkich lekcjach powiedział mi, że w życiu się tak nie stresował, nawet przed egzaminem gimnazjalnym. Kiedy zapytałam, dlaczego się denerwował, usłyszałam, że czuł się odpowiedzialny za lekcję, za to, czego uczy innych ludzi, za to, co z jego zajęć wyniosą, ile zrozumieją. Jak dla mnie - Dzień Samorządności spełnił swoje zadanie! A że będę musiała tego Mrożka jeszcze raz zrobić, to naprawdę detal ;D

Ten dzień przyniósł także refleksję. I to było dla mnie największe zaskoczenie. Uświadomiłam sobie, że my, nauczyciele bardzo rzadko mamy okazję oglądać siebie nawzajem podczas pracy. Nieczęsto też zdarza nam się patrzeć na zupełnego laika na naszym miejscu. A szkoda, bo to bardzo ciekawe doświadczenie. Kiedy obserwowałam, jak mój zastępca usiłuje opanować klasę, wydobyć od uczniów odpowiedź na pytanie, zmieścić w czasie wszystko, co zaplanował, ogarnąć biurokrację, uświadomiłam sobie, jak bardzo trudny zawód wykonujemy. Jakich potrzeba predyspozycji, jakiej wiedzy pozaprzedmiotowej, jak doskonałej organizacji i ileż kreatywności, aby być nauczycielem. Na co dzień zupełnie tego nie dostrzegam. Po prostu wchodzę na lekcję i robię swoje. Dziś dotarło do mnie, jak wiele czynności jednocześnie kontroluję i jak ogromny zasób wiedzy wykorzystuję na każdej lekcji. I to wcale nie wiedzy polonistycznej.
Ta obserwacja to dla mnie wartość dodana dzisiejszego dnia, zwłaszcza w świecie, gdzie każdemu się wydaje, że w zawodzie nauczyciela pracują nieudacznicy i ludzie,którym nic innego w życiu nie wyszło. Ciągle słyszymy, że nasza praca to nic trudnego, że każdy by sobie poradził, że wymagamy zbyt wiele, chcąc zarabiać jak specjaliści w innych zawodach.
Spojrzałam na swoją pracę, która wydaje mi się całkiem zwyczajna, z boku. I zobaczyłam, że każdego dnia wykonuję gigantyczną robotę. Na każdej lekcji sięgam do ogromnych zasobów wiedzy, intuicji, doświadczenia, które zdobywałam przez lata. I właśnie, aby to dostrzec, musiałam na chwilę usiąść po drugiej stronie i spojrzeć na mojego zastępcę nie jak na ucznia prowadzącego lekcję, ale jak na laika, który próbuje swoich sił w zawodzie. Szkoda, że tak rzadko mamy okazję zobaczyć się w innym świetle, wyjść na chwilę ze skóry belfra i popatrzeć na swoje działania zupełnie z boku. Oby więcej takich okazji, czego sobie i Wam serdecznie życzę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz