Karta Refleksji Edukacyjnej

Odkąd pamiętam w swojej pracy zawsze zwracałam uwagę na dwie rzeczy: myślenie i refleksję. Pracując z klasami gimnazjalnymi, właśnie tego starałam się uczyć w pierwszym rzędzie. Chciałam, aby moi uczniowie świadomie podchodzili do swojego rozwoju oraz to tego, co ich otacza. Od pierwszych lekcji powtarzałam, że dwa najważniejsze pytania w życiu brzmią: PO CO? i DLACZEGO? Uczyłam refleksji nad błędem, wykorzystując do tego różne sytuacje. Nigdy jednak nie pokusiłam się o stworzenie narzędzi, którymi mogłabym wspomagać ten proces. Aż do tego roku.

ZACZNIJ OD PO CO?
W tym roku dostałam do uczenia nową klasę 7. Kiedy weszłam na lekcję, przeżyłam szok. Zobaczyłam 28 wytresowanych i przerażonych zwierzątek, które nie mają pojęcia, po co ich zamknięto w jednym pomieszczeniu. Lekcje polskiego zaczęliśmy nie od ustalania zasad, ale od nauki, czym jest cel i jak go wyznaczać. Użyłam do tego przygotowanej specjalnie rysnotki. Każdy z uczniów wyznaczył sobie cel na nowy rok szkolny oraz napisał, jak zamierza go osiągnąć. Jeśli myślicie, że poszło to łatwo, nic bardziej mylnego. Poświęciliśmy na to prawie tydzień zajęć, żeby krok po kroku zrozumieli, po co się wyznacza cele, jak je rozbijać na mniejsze kawałki, jak planować w czasie.
Następnie przyglądaliśmy się motywatorom wewnetrznym. Oj, z tym to dopiero był problem. Kiedy zapytałam o motywację, od razu pojawiły się oceny, rodzice i egzamin ósmoklasisty. I nic więcej. Dzieciaki w ogóle nie mogły pojąć, że istnieje coś takiego, jak wewnętrzny imperatyw, który pcha nas do poznawania świata. Motywatory odkrywaliśmy z kartami motywacji. Ciekawe było to, że uczniowie nie tylko uświadomili sobie, co ich motywuje, ale także zauważyli, jak różne mają motywacje. Od razu poszła za tym refleksja, że nauczycielom bardzo trudno jest motywować wszystkich i że to właściwie nie jest ich zadanie (i tu mnie zdziwili).
Kartę uczniowie wkleili do zeszytów. Po kwartale zajrzeliśmy do niej i przyjrzeliśmy się, gdzie jesteśmy. Zastanowiliśmy się, czy coś się zmieniło, czy cel jest nadal taki sam, czy może się zmodyfikował. Ku mojemu zaskoczeniu, większość uczniów zmodyfikowała cele. Odeszli od: będę miał piątkę z polskiego na koniec roku, na rzecz celów typu przeczytam wszystkie lektury obowiązkowe lub oddam wszystkie zadane przez nauczyciela prace pisemne na A4 :)

KARTA REFLEKSJI EDUKACYJNEJ (KRE)
Drugim elementem mojego eksperymentu jest Karta Refleksji Edukacyjnej. Uczniowie mają stałą pracę domową -  w poniedziałek przynoszą podsumowanie poprzedniego tygodnia. Początki były trudne, gdyż nie wszyscy rozumieli sens robienia tej pracy. Jednak z czasem KRE stała się nawykiem. Ponieważ w opisywanej szkole pracuję tylko kilka godzin i gnam do innej placówki, nie mam czasu na rozmowy z uczniami. Dlatego też dzieciaki traktują KRE jak kanał kontaktowy. Co tydzień oddają mi kartki, a ja dokładnie je czytam, czasem cos w nich poprawiam, podpowiadam... Po 3 miesiącach pracy z KRE widzę kilka ogromnych korzyści poświęcania czasu na tego typu działanie. Po pierwsze, dzieciaki naprawdę starają się zrealizować swoje cele tygodniowe i zauważają pracę, którą w nie włożyli. Zaczynają dostrzegać, że wynik nie jest najważniejszy, liczy się droga. Po drugie uczniowie zaczynają dostrzegać związek między swoimi postępami a zaangażowaniem. Stają się bardziej odpowiedzialni za to, co robią, czego się podejmują. Możecie wierzyć lub nie, ale brak pracy domowej zdarza się naprawdę sporadycznie (nie zadaję dużo, a uczniowie wiedzą, że prace domowe naprawdę są przemyślane i czemuś służą).Po trzecie KRE to dla mnie doskonała informacja zwrotna. Uczniowie piszą o tym, co ich zaciekawiło, z czym mieli  problem, zwracają się do mnie z prośbami, by powtórzyć jakieś zagadnienie lub zrobić czegoś więcej. Jest to idealne rozwiązanie w sytuacji, gdy nie mogę poświęcić czasu na przerwach, by rozmawiać z dziećmi (albo mam dyżur, albo biegnę do drugiej szkoły).
 ZMIANA
Oczywiście, są uczniowie, którzy mają problemy z nauką, którzy nie skorzystali dotąd z tego systemu. Są to jednak pojedyncze osoby, które powoli zaczynają zmieniać swoje nastawienie pod presją grupy. Po prostu nieuczenie się na polski nie jest trendy :D
Na koniec chcę Wam opisać jedną sytuację. W klasie jest chłopiec - wiecie, taki typowy "przypadek beznadziejny": ledwo przeszedł do 7 klasy, leci na samych jedynkach, nic nie robi, wagaruje itp. Koleżanki w pokoju nauczycielskim stwierdziły, że "z tej mąki to chleba nie będzie", że gość jest opóźniony i niewyuczalny. Na początku roku odmówił pracy systemem KRE, bo jak stwierdził - zależy mu na ocenach i aby zdać. No więc pracowaliśmy na oceny, systemem "tradycyjnym" - wiecie, praca domowa - ocena, kartkówka - ocena, odpowiedź - ocena. Reszta klasy w tym czasie robiła projekty i uczyła się na moich zasadach. Po miesiącu chłopak zaczął robić prace domowe i przygotowywać się do zajęć. Owszem, najpierw było to na zasadzie "żeby nie zarwać kolejnej jedynki". Jednak zamieniło się to w autentyczne zaangażowanie. Od miesiąca "Janek" przynosi wszystkie karty KRE, jest zaangażowany w lekcje całym sobą, regularnie robi zadania domowe. Kiedy okazało się podczas pracy samodzielnej, że nie wie, jak opisane jest stworzenie świata w Biblii, podszedł do mnie, zapytał, czy może wyjść i … powędrował do biblioteki. Pani bibliotekarka mało zawału nie dostała :D Dziś całą lekcję dyskutował ze mną o filozofii starożytnej i dopytywał o różne elementy. Można? Można.
Najfajniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że wchodząc do klasy nie widzę już przerażonych zwierzątek, ale ludzi zaangażowanych w zdobywanie nowych umiejętności i wiedzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz